Spisu treści:

Nie Ma Ryby Bez Fortuny - łowienie Pstrągów
Nie Ma Ryby Bez Fortuny - łowienie Pstrągów

Wideo: Nie Ma Ryby Bez Fortuny - łowienie Pstrągów

Wideo: Nie Ma Ryby Bez Fortuny - łowienie Pstrągów
Wideo: Jak Łowi się Ryby z Użyciem KORMORANÓW? 2024, Kwiecień
Anonim

Opowieści wędkarskie

Kiedyś miałem okazję łowić ryby na małej rzece na Przesmyku Karelskim, w której według mieszkańców najbliższej wioski: „Pstrąg to tuzin”. I na pewno rzekę nazywano inaczej, ale miejscowi rybacy nazywali ją tylko Pstrągiem … No cóż, jak nie dać się skusić?

Pstrąg
Pstrąg

I poszedłem po tłuczek. Przez jakiś czas nie było żadnych brań. Na próżno zmieniłem dysze, głębokość zejścia - wszystko jest puste. I zaledwie półtora, dwa kilometry później, kiedy dotarłem do zakrętu, w końcu zaczęły się brania. I dość szybko złapałem cztery pstrągi. Ponieważ byli tylko maluchami, pozwoliłem im odejść.

Powoli wędrując wzdłuż brzegu, nieustannie wykonując rzuty, nie zauważyłem, jak znalazłem się na dużej polanie. Rozejrzałem się … Jakieś dwieście metrów dalej stał mały domek z bali. Naprzeciw niego znajdowały się w wodzie kładki. Poszedłem dokładnie tam: w końcu łowienie z chodników jest często bardzo chwytliwe. Kiedy podszedł do nich, nawet zamarł ze zdumienia. Po lewej i prawej stronie kładki baraszkował tuzin pstrągów! Wbrew oczekiwaniom nie bali się mnie, ale nadal biegali w tę iz powrotem. Na widok tego bogactwa drżącymi rękami zasadziłem kilka robaków na haku i już miałem wykonać rzut, gdy usłyszałem za sobą:

- Wujku, tu nie łowią …

- Czemu? - spytałem mechanicznie i rozglądając się dookoła, zobaczyłem chłopca w wieku około dziesięciu lat w wyblakłej koszulce i kapciach na bosych stopach.

- Ponieważ ta ryba jest dziadkiem Stepana. Karmi ją, dlatego jest tu stale i nikogo się nie boi.

Spoglądałem w oszołomieniu od chłopca do pstrąga, nie mogąc pojąć, co się dzieje: w końcu zostałem pozbawiony potencjalnego połowu!

Chłopiec pewnie zgadując o moim rozczarowaniu, zasugerował:

- Chodź, pokażę ci miejsca, w których możesz łowić ryby.

I poprowadził mnie w stronę, z której właśnie przyszedłem … Jakieś sto metrów od kładki zatrzymał się i wyjaśnił:

„Widzisz, tuż przed nami, bliżej drugiego brzegu, znajduje się mały wyłącznik. Pod wodą znajduje się duża skała, a obok niej jest pstrąg. Zarzuć wokół niego przynętę.

Wykonałem jeden rzut, drugi i dopiero przy trzecim poczułem ostre szarpnięcie ryby. Zahaczył, a pstrąg, mieniący się wszystkimi kolorami tęczy, był na brzegu. Robiłem coraz więcej rzutów i po krótkim czasie wyłowiłem jeszcze cztery ryby po 200-300 gram każda. Następnie odcięto kawałek.

- Chodźmy dalej - powiedział chłopiec, kierując się w stronę rozłożystego krzewu wierzby, przez który się prześliznąłem, spiesząc na chodnik.

Krzew pochylił się nad wodą tak bardzo, że niektóre gałęzie nawet się w niej kąpały. Towarzysz wyjaśnił mi, że muszę stanąć tuż nad krzakiem w dole rzeki i rzucić tak, aby haczyk z przynętą znalazł się na dnie, tuż pod krzakiem.

- Jak można to zrobić? - wątpiłem, patrząc na ciągłe losowe przeplatanie się zielonych gałęzi i suchych gałązek.

- Ale będziesz łowił pstrągi! - i chłopiec spojrzał na mnie z wyrzutem.

Aby nie stracić autorytetu rybaka kilkakrotnie wypróbowałem i udało mi się rzucić przynętę we właściwe miejsce. Zaraz po tym ugryzłem, a ciężki tłuczek był w moich rękach. Niestety za drugim razem szczęście odwróciło się ode mnie: po rzucie żyłka zaplątała się w busz. Wszystkie moje próby jej uwolnienia doprowadziły do tego, że ciągnąc za linkę, jednocześnie ciągnąłem gałęzie, które w miarę moich prób uderzały o wodę.

„Więc poszliśmy na ryby…” - powiedział mój przewodnik, desperacko machając ręką i kierując się w stronę domu, dodał oskarżycielsko: „Teraz czekaj - nie czekaj, długo nic nie dostaniesz.

Po rozstaniu z chłopcem wędrowałem wzdłuż brzegu przez około godzinę. Jednak wszystko jest bezużyteczne: takie chwytliwe miejsca, które pokazał mi chłopak, nigdy nie spotkały. A może szukałem ich w złym miejscu?

Zalecana: