Spisu treści:

Pierwsza Linia
Pierwsza Linia

Wideo: Pierwsza Linia

Wideo: Pierwsza Linia
Wideo: 04 Pierwsza linia 2024, Może
Anonim

Opowieści wędkarskie

Będąc jeszcze studentem, przyjechałem na letnie wakacje do małej wioski na południu Karelii. Chęć łowienia zaprowadziła mnie na tę pustynię. Muszę powiedzieć, że pomimo obfitości jezior w okolicy, zasięg ryb był bardzo ubogi: karaś, płoć, okoń, a miejscami nawet szczupak.

Szybko zmęczyła mnie ta monotonia i za radą miejscowego rybaka wybrałem się nad bezimienne jezioro, pięć kilometrów od wioski, w której się zatrzymałem. Według niego w tym jeziorze można spotkać „ryby wszelkiego rodzaju”.

I tak wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca, znalazłem się na jeziorze. Wybierając dogodne miejsce do zarzucenia wędki, powoli szedłem wzdłuż brzegu, aż wyszedłem na otwarty teren. Po lewej stronie na niskim brzegu widać było kilka domów. Po prawej kładka wchodziła do wody na około trzy metry. Nieco dalej - przy zaroślach pałeczek i trzcin, na rufie domowej łódki siedział rybak - człowiek wyraźnie w wieku emerytalnym. W dłoni trzymał zakrzywiony pręt - pręt.

Usiadłem na chodnikach, złożyłem trzyczęściowy bambusowy pręt, zasadziłem robaka i wrzuciłem przynętę do „okna” wolnego od trawy. Ugryzienie nastąpiło dość szybko, potem raz po raz. Ale trofea nie podobały się. Niestety, były to całkowicie małe cruciany. Oczywiście pozwoliłem im odejść.

Po jakimś czasie takie wędkowanie nudziło mnie i zacząłem obserwować rybaka w łodzi. Wydawało mi się, że przez długi czas siedział bez ruchu przez bardzo długi czas. Wreszcie nastąpiło branie, bo wędka wygięła garb i po krótkiej walce ciężka, błyszcząca srebrzystymi łuskami ryba znalazła się w łodzi.

Czterdzieści minut później rybak wyłowił kolejną dużą rybę. Wrzucając ją do łodzi, usiadł przy wiosłach i kilka minut później zacumował przy pomoście. Byłem pierwszym, który się przywitał.

On z kolei przedstawił się:

- Wasilij Kasjanowicz.

Podczas gdy on czerpał wodę z łodzi za pomocą puszki, zbadałem połów: pięć ciemnozielonych ryb z szerokimi grubymi ogonami. Co to za ciekawostki? Przyjrzałem się dokładniej, zobaczyłem maleńkie czerwone oczka, zamarłem i nie mogłem się oprzeć:

- Tak, to linia!

- Są najbardziej - potwierdził Wasilij Kasjanowicz.

Zebrawszy rybę do torby, spojrzał najpierw na mnie, potem na moją wędkę, prawdopodobnie wszystko zrozumiał i dlatego powiedział:

- Chodź, dzieciaku, złap koci obiad. Wejdź do łodzi i przejdź na moje miejsce, jest kołek, przywiążesz do niego łódź. Spróbuj złapać linię.

Nieopisanie zachwycony, zapominając nawet o podziękowaniu Wasilijowi Kasjanowiczowi, dosłownie wskoczyłem do łodzi i zacząłem pośpiesznie wiosłować, próbując jak najszybciej dotrzeć do jego ukochanego miejsca. Znalazł ledwie zauważalny kołek w wodzie i przywiązał do niego łódź. Bez wahania zasadziłem koziołka na haczyku, zarzuciłem przynętę w zarośla traw i stałem niespokojny w oczekiwaniu na ukąszenia. Czas minął, ale wszyscy zniknęli.

Na próżno rzucałem przynętę w różne miejsca, ryba nie reagowała. Zaledwie pół godziny później pływak w końcu zaczął się poruszać, położył się na wodzie, po czym powoli przesunął się w lewo i natychmiast zamarł. Minęło kilka minut - nie było żadnego ruchu i postanowiłem zresetować sprzęt. Ale gdy tylko zacząłem podnosić wędkę, linka naciągnęła się mocno, a wędka wygięła się w stromy łuk.

Ryba rozpaczliwie stawiała opór i cały czas starała się pozostać na dnie. Kiedy w końcu udało mi się przynieść rybę na łódź, byłem gotów krzyknąć z radości: z wody wyłonił się lin! Nie był zbyt duży - 600-700 gramów. Ale jakie to miało znaczenie: to była moja pierwsza kwestia. Około godziny później złapałem kolejnego, choć znacznie mniejszego niż pierwszy.

Wkrótce na brzegu pojawił się Wasilij Kasjanowicz. Zacumowałem na wybiegu i pokazałem mu swój połów.

Skinął głową z aprobatą i wyjaśnił z uśmiechem:

- To moje miejsce konspiracyjne - i już pracowicie dodał: - lin to poważna ryba i wymaga specjalnego podejścia. Dlatego dwa lub trzy dni przed połowem karmię ryby ciastem z twarogu i mąki lnianej. Oto linie i dopasowanie. Więc przychodzisz w dowolnym momencie i łapiesz.

Nie nadużyłem gościnności gospodarza, dlatego odwiedziłem jego upragnione miejsce jeszcze tylko dwa razy. Moją zdobyczą stały się trzy i cztery liny. Tak nagle spełniło się marzenie z dzieciństwa.

Zalecana: