Niespodziewany Połów
Niespodziewany Połów

Wideo: Niespodziewany Połów

Wideo: Niespodziewany Połów
Wideo: Niespodziewany wynik połączenia 600kg wałacha z 300kg ogierem. 2024, Może
Anonim

Szczęście wędkarskie - bardzo kapryśna i kapryśna dama. Przygotowujesz się do wyprawy nad zbiornik z całą starannością: sprzęt jest dopracowany, przynęta zróżnicowana, a pogoda wydaje się sprzyjająca, ale na brzegu czeka rozczarowanie - nie ma ugryzienia, jakby spisek przeciw tobie został ogłoszony w królestwie ryb. Nie ma chyba rybaka-amatora, nawet najbardziej doświadczonego, który nie stawiłby czoła takiej sytuacji.

A potem nagle, gdy szczęście depcze - ugryzienie jest takie, że serce się raduje. A w klatce obficie pluskają rybie ogony.

Nikołaj Iwanowicz Krasiczenok niejednokrotnie doświadczył zarówno radości, jak i rozczarowania z wypraw nad Berezynę lub do stawów i jezior w pobliżu swojej rodzinnej wioski Chirkovichi. Szczególnie w ostatnich latach. Pracował w firmie Belorusneft jako kierowca. Nadszedł czas na emeryturę - zostali uhonorowani. I był czas na ulubione hobby - wędkarstwo.

Instalacja kręgów na starorzeczu Wieczorny świt, Białoruś Swietłogorsk
Instalacja kręgów na starorzeczu Wieczorny świt, Białoruś Swietłogorsk

Instalacja kręgów na starorzeczu Wieczorny świt, Białoruś, Swietłogorsk

Nie, oczywiście, nie oddawał się hobby przez cały dzień. Mieszkańcy wioski wraz z żoną Anastazją Iwanowna przeprowadzili się z miejskiego mieszkania do wiejskiej posiadłości rodziców, zawsze jest wystarczająco dużo rzeczy do zrobienia.

Ręce Mikołaja Iwanowicza, jak mówią ludzie, są złote. Położyłem chatę na nowym fundamencie, odnowiłem dach, otuliłem dom bocznicą - i teraz stary dwór wygląda jak nowy. W domu są też udogodnienia miejskie. Możesz więc żyć i nie smucić się. A także, jak wszyscy we wsi, mają duży ogród warzywny, w którym oprócz zwykłych ziemniaków, ogórków, kapusty, cebuli, czosnku, groszku, grządek pomidorowych, znajdują się szklarnie z papryką i bakłażanem. A gospodyni - wielka miłośniczka kwiatów - zabrała znaczną część witryny do swoich ulubionych. Kwitną tam dziesiątki odmian róż, wiele dalii, hortensji i innych roślin kwitnących.

Ponadto hodują kilkadziesiąt kur niosek, niekiedy hodują i wychowują pisklęta indycze, a wszystkie te zwierzęta wymagają codziennej uwagi i opieki.

Ale nadal istnieje znacznie więcej możliwości łowienia ryb niż przed przejściem na emeryturę. Jak wiecie, najlepszy czas na łowienie to poranek i wieczór, więc używa ich Mikołaj Iwanowicz. Pamiętam, że kilka lat temu zaprosił mnie w niewielkim towarzystwie, żebym wieczorem wybrał się na starorzecze Berezyny, aby odpocząć w pięknym sosnowym lesie i wybrać się na ryby. Podczas gdy kobiety zbierały jedzenie na stole, Nikołaj Iwanowicz w małej łódce, którą sam skonstruował i zmieściła się w furgonetce starego volkswagena, popłynął, aby ustawić kubki. Wieczór był spokojny, gładka tafla wody spokojna, tylko za łódką płynęły lekkie fale. Zanęty na koszulce karasia i opuścił krąg w pustej przestrzeni między żółtymi strąkami jaj i innymi roślinami wodnymi. Wkrótce ponad dziesięć okręgów ustawiło się na wodzie w nierównej linii, ich jasna strona skierowana była w stronę nieba.

Nikołaj Iwanowicz podpłynął do brzegu, żeby coś przekąsić, a ja poszedłem z wędką do wody - spróbować szczęścia. Wieczór był bardzo ciepły, ryby najwyraźniej też postanowiły odpocząć - brań w ogóle nie było. Najpierw spojrzałem na pływak, a potem na bielejące kubki w zapadającej ciemności. Nagle jeden z nich obrócił się gwałtownie i pokazał swoją drugą stronę pomalowaną czerwoną farbą. Zadzwoniłem do Nikołaja Iwanowicza. Nie mając czasu na obiad, wspiął się z powrotem do łodzi i zaczął wiosłować. A po kilku minutach wyszedł z wody i pokazał nam złowionego szczupaka. Wygląda na kilogram. Obejrzeliśmy też inne kufle - leżały spokojnie na wodzie. Długo nie musieliśmy łowić - zapadła ciemność sierpniowego wieczoru i musieliśmy wracać do domu. Łódź była ukryta w przybrzeżnych zaroślach. Nikołaj Iwanowicz zapytał: czy pójdę z nim jutro sprawdzić sprzęt? Zgodziłem się. Rano jest jeszcze ciemnoponownie udaliśmy się leśną drogą do starorzecza. Kiedy przyjechaliśmy, niebo właśnie zaczynało się rozjaśniać.

Niespodziewany połów - szczupak i sandacz
Niespodziewany połów - szczupak i sandacz

Niespodziewany połów - szczupak i sandacz

Nikołaj Iwanowicz poszedł sprawdzić bieg, a ja pobiegłem wzdłuż zroszonego brzegu, próbując z daleka zobaczyć przewrócony krąg. Niestety, nie byli. Potwierdził to rybak, który wrócił na brzeg. Wszystkie karaśy były na swoich miejscach, ale „zasnęli”. Powiedział, że to główna przyczyna niepowodzenia - było gorąco, woda w starorzeczu nagrzała się, a żywe przynęty zginęły. A szczupak, jak pokazuje doświadczenie, lubi łowić żywą przynętę. Pocieszało nas wtedy kilkadziesiąt borowików rosnących wśród sosen niedaleko wybrzeża. Załadowaliśmy łódź do furgonetki i wróciliśmy do wioski.

A w zeszłym roku Nikołaj Iwanowicz wykorzystał prawie wszystkie wolne godziny poranne i wieczorne. Rok był dla niego bardzo udany. Jak mówią, fortuna odwróciła się do niego. Złowiwszy karpia w pobliskim stawie na przynętę, usiadł w ziemiance i wiosłował do cenionych miejsc. Muszę powiedzieć, że ten wahadłowiec ma długą historię. Na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku ojciec Mikołaja Iwanowicza wydłubał sobie pływający statek z ogromnej osiki. A potem, jako nastolatek, obserwował, jak jego ojciec ostrożnie wybiera drewno dłutem, pozostawiając w kłodzie tylko grubość boków i dna. Następnie kajak został przewrócony nad ogniem i rozprzestrzenił się od gorąca.

Nikołaj Iwanowicz powiedział, że zeszłego lata pracownicy czasopisma „Rybolov-Athlete” płynęli łodzią wzdłuż Berezyny. Widząc go na łodzi, pływali i przez długi czas patrzyli na to dzieło ludzkich rąk bez gwoździ i śrub, robili zdjęcia. Obiecali opowiedzieć o łodzi i jej właścicielu w swoim magazynie. Ponieważ, według nich, pokonali wiele kilometrów wzdłuż Dniepru i Berezyny i po raz pierwszy zobaczyli dłubankę. Najwyraźniej mistrzowie tego biznesu zostali przeniesieni.

Nikołaj Iwanowicz ma kilka cenionych miejsc nad Berezyną. Jeden z nich znajduje się naprzeciwko ujścia małego potoku do rzeki. Podobno znosi coś, co wabi płocie, krąpie, leszcze i inne ryby, tam nieustannie wpadają na przynętę. A tam, gdzie jest wiele małych ryb, drapieżniki zawsze znajdują tam zdobycz. I w tym miejscu często kotwiczył swoje czółno i nie pozostawał bez połowu. Jako przynętę użyłem robaków, delikatnego „mięsa” ślimaka stawowego, który występuje w płytkich rozlewiskach. Łowiłem sumy i szczupaki na zakiduszki wyposażone w robaka lub karpia. Według niego w ciągu ostatniego roku złowiłem około trzech tuzinów małych sumów - od kilograma lub dwóch i więcej. A kiedy złowiono sześciokilogramowego suma, który ledwo mógł zmieścić się w sieci, ten sprzęt trzeba było zmienić. Wykonano nową o średnicy obręczy 60 centymetrów. Podbierak był bardzo przydatny Mikołajowi Iwanowiczowi w jego najbardziej udanych i niezwykłych połowach, ale w innym miejscu i na żerlicy.

Suszona głowa szczupaka (obok pudełek zapałek)
Suszona głowa szczupaka (obok pudełek zapałek)

Suszona głowa szczupaka (obok pudełek zapałek)

Miniona jesień była udana dla wędkarzy - i pod koniec października, a nawet w listopadzie mogli robić to, co kochali, bo lód na Berezynie wciąż nie był ustawiony, a było dość ciepło. Nikołaj Iwanowicz używał wówczas głównie dźwigarów.

Według słowników objaśniających żerlica jest żywą przynętą do połowu ryb drapieżnych, takich jak szczupak, sandacz, sum, miętus, okoń. Jest to mała ulotka, bardzo podobna do procy, na której wędkarz ostrożnie nawija grubą żyłkę na ósemkę. Na jednym końcu procy wykonano szczelinę na żyłkę, w której jest ona mocowana po nawinięciu tak, aby w przypadku ciągnięcia ryba mogła łatwo się rozwinąć, dając drapieżnikowi pewną swobodę ruchów (patrz rysunek).

Zherlitsa
Zherlitsa

Pozostawia wolny koniec żyłki, który wyposażony jest w obciążnik i trójnik. Długość wolnej żyłki z trójnikiem uzależniona jest od głębokości zanurzenia żywej przynęty, która wykorzystuje tee. Ulotka jest zwykle mocowana na przybrzeżnych drzewach lub krzewach lub na słupie wbitym w dno zbiornika. Nikołaj Iwanowicz naprawiał swój sprzęt na wierzbach wiszących nad rzeką. Nocą ustawiał dźwigary, przynęty karasiem złowionym w stawie, a nad ranem pospieszył do ukochanego miejsca, by sprawdzić sprzęt. Na nich złowił już więcej niż jednego szczupaka i ani jednego suma. Tak więc w dniu swojego najbardziej udanego i niezwykłego połowu usiadł rano w czółnie i wysłał go do swoich zerlits.

Tutaj chyba najlepiej oddać podłogę samemu rybakowi: „Kiedy podpłynąłem do krzaków, dla których naprawiłem dźwigar, zdałem sobie sprawę, że drapieżnik został już złapany - cała żyłka, dziesięć metrów, został rozwinięty. Pociągnął za koniec zwisający z krzaków i zobaczył, jak coś niezrozumiałego porusza się w wodzie. Potem, mijając linę wzdłuż łodzi i podnosząc ją, zacząłem iść w stronę krzaków, gdzie mój połów się poruszał. Ogromna paszcza szczupaka wyłoniła się na chwilę z wody, po czym ponownie zniknęła w głębinach. Przygotowałem siatkę i ponownie naciągnąłem linkę.

Kiedy szczupak wynurzył się z wody, wprowadził go pod nią iz trudem przełożył zdobycz do łodzi. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy w podbieraku ujrzałem jednocześnie dwie ryby - wielkiego szczupaka i solidnego sandacza, który trzymała w poprzek swojego ciała potężnymi zębami! W kajaku natychmiast otworzyła usta i uwolniła sandacza, ale było już za późno. Więc złapałem dwa drapieżniki na raz. Jak pokazało domowe ważenie, szczupak ciągnął 700 g na 10 kg, a sandacz również ucieszyłby każdego wędkarza (patrz zdjęcie), ponieważ ważył 1 kg 400 g! Potem długo siedziałem w łodzi, wracając do zmysłów i nie wierząc w szczęście. Próbowałem zrozumieć: jak to się stało? Myślę, że sandacz złapał żywą przynętę wieczorem lub w nocy, a następnie próbując uciec, rozwinął całą żyłkę na rynnie. I stanął pod krzakami.

Miałem dużo szczęścia. Szczupak złapał sandacza, najwyraźniej tuż przed moim podejściem do sandacza. Wiem, że zwykle przenosi ofiarę po całym ciele, a następnie pływa w spokojniejsze miejsce, gdzie zaczyna kierować ją głową do pyska. W samą porę podpłynąłem do krzaków. Gdyby poczuła napięcie w żyłce, najprawdopodobniej wypchnęłaby sandacza, tak jak to zrobiła w łodzi."

Żona - Anastasia Ivanovna z rekordowym połowem
Żona - Anastasia Ivanovna z rekordowym połowem

Żona - Anastasia Ivanovna z rekordowym połowem

W domu Mikołaj Iwanowicz miał prawdziwą sensację. Krewni ważyli niesamowity połów, robili zdjęcia ze szczupakiem w rękach. Sandacza smażono następnego ranka, a szczupaka zarżnięto i zamrożono w lodówce. Następnie zrobiono z niego placki rybne na Nowy Rok, a głowę drapieżnika nasycono solą w mocnej solance i wysuszono. Trzymałem tę głowę z otwartymi ustami w dłoniach - nawet gdy jest wysuszona, robi wrażenie.

Syn Maxim z połowem ojca
Syn Maxim z połowem ojca

Syn Maxim z połowem ojca

E. Valentinov, fot. Maxim Krasichenok

Zalecana: